Zdjęcia i świadectwa z rekolekcji ewangelizacyjnych przeprowadzonych w parafii św. Barbary w Łęcznej

Czas rekolekcji dla mnie to czas zasiewu słowa Bożego w umyśle i sercu, które staje się „pochodnią dla stóp moich i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119). Był to czas, w którym pod przewodnictwem ks. Józefa Maciąga odkrywałam i zgłębiałam tajemnicę Trójjedynego Boga jako Miłość bezwarunkową i bezgraniczną, siebie zaś jako dziecko samego Boga.
Uświadomiłam sobie rzeczywistość grzechu obecnego w życiu każdego człowieka, który niszczy relacje z Bogiem. Przypowieść o miłosiernym ojcu i marnotrawnym synu, już tyle razy słyszaną i czytaną, że znam ją prawie na pamięć, radykalnie zmieniła moje postrzeganie obu ewangelicznym synów: jednego, który bezczelnie zażądał od ojca należnego mu majątku, poszedł w siną dal, trwoniąc po drodze wszystko, co otrzymał. O drugim ewangelicznym synu miałam dobre mniemanie – był blisko ojca, służył mu całe życie – krótko mówiąc – był dobrym synem. Kiedy usłyszałam z ust ks. Rekolekcjonisty, ze to właśnie on nienawidził ojca, oniemiałam ze zdziwienia. To był ten moment i ten czas, kiedy zrodziła się refleksja nad moją relacją z Bogiem, nad moją postawą wobec ojca: jaka ona naprawdę jest. Był to czas, kiedy uświadomiłam sobie, że można być blisko Ojca, ale nie być i nie czuć się Jego dzieckiem – tak jak starszy syn – nie odpowiadać na Jego Miłość. Odkrywałam w swojej głębi jak wielki jest podobieństwo moje do każdego z ewangelicznych synów.
Dzisiaj dziękuję Bogu za wszystkich zaangażowanych w przygotowanie rekolekcji, całą ekipę ewangelizacyjną, która z wielkim oddaniem i ofiarnym sercem służyła Bogu i ludziom, za wszystkie praktyczne rady i dobre myśli, które zasiewał Pan Bóg za ich pośrednictwem.
„Kiedy ogarnie cię smutek i zniechęcenie, módl się do Ducha Świętego, by udzielił ci daru radości.
Kiedy doświadczasz lęku i niepokoju o jutro, proś Ducha Świętego o męstwo” – to wszystko o mnie i do mnie skierowane.
Odtąd uczę się gorliwiej korzystać z hojności Bożych darów w codziennych zmaganiach ze sobą i przeciwnościami losu i wciąż żyje we mnie nadzieja, że prawdziwa i jedyna Miłość nigdy nie zawodzi.
Otrzymana na rekolekcjach pamiątka z modlitwą oddania życia Jezusowi Chrystusowi stała się moim duchowym dokumentem tożsamości opieczętowanym moim podpisem. Od tej pory tę decyzję ponawiam codziennie podczas porannej modlitwy.
Justyna

Idąc do kościoła, zawsze zastanawiałam się, co ciekawego usłyszę, co może umocnić moją wiarę i przemieniać życie na lepsze, zgodnie z wolą Pana Boga.
Tak też było w czwartek, kiedy rozpoczęły się rekolekcje ewangelizacyjne. Kiedy usłyszałam słowa księdza, że Abraham tak naprawdę nie wiedział dokąd zmierza, tylko kierował się ufnością wobec Boga w swej drodze. Pomyślałam, że słowa te są skierowane do mnie. Obserwując swoje życie też tak mogę powiedzieć: chaos, wszystko jakby nie na swoim miejscu, ale dalej trwam przy Bogu.
Sobota, adoracja Krzyża, stałam w kolejce do relikwii Drzewa Krzyża, ucałowałam i spokojnie odeszłam do ławki/ Klęczę, a tutaj pojawia się fontanna łez. Ogarnął mnie przeogromny spokój i fala miłości. Poczułam się jak na Kalwarii – tylko Pan na krzyżu i ja. Wzruszenie jeszcze większe: kimże ja jestem, że Ty mnie tak ukochałeś. Dalej trwam na modlitwie i pojawia się pytanie w moim umyśle: a co z moją rodziną? Jestem mężatką, matką, od nawrócenia regularnie się spowiadam, przyjmuję Eucharystię, uczestniczę we Mszy św. w niedziele i w dni powszednie, modlę się i czytam Pismo Święte i boli mnie to, że moi najbliżsi tego nie robią. I znowu przeogromna fala miłości, łez i spokoju. Jezus pokazał mi swoją Miłość do mojego męża i naszego dziecka, że jest z nimi w każdej chwili ich życia, przy ich sercu i czeka ciągle na ich „tak”. Pan dał mi odczuć swoją obecność nie tylko w moim życiu, ale i naszym domu i ze interesuje się nami, każdą dziedziną naszego życia i nie są Mu obce nasze problemy.
Chwała Panu!

Ewa

Wiedziałam, że będzie cudnie, ale że aż tak?
W piątek uczestniczyłam we Mszy św. i nabożeństwie. Ewangelią, którą przeczytał ks. Jozef Maciąg mówiła o kobiecie, która od dwunastu alt cierpiała na krwotok. Jej pragnieniem było dotknąć się płaszcza Pana Jezusa, aby być zdrową.
Kiedy został wniesiony welon i okryty został nim Jezus wystawiony w Najświętszym Sakramencie
– byłam pewna, że to szata Jezusa. Serce mocno biło mi z radości, ze ja też dotknę się Jezusa i już nigdy nie opuszczę. Uklękłam na stopniach ołtarza, chwyciłam „płaszcz” i zatopiłam się w nim. Płakałam z radości, powierzając Panu swoje życie, smutki, troski, bóle, lęki – moje i mojej rodziny.
Zawsze marzyłam, aby zobaczyć relikwie Krzyża Świętego. W sobotę mogłam je ucałować, przytulić się i poczuć miłość Pana Jezusa do mnie. Fakt ten wzruszył mnie do łez szczęścia. Odzyskałam spokój, którego bardzo ostatnio potrzebowałam. Do dziś jestem codziennie w kościele, gdzie mogę adorować krzyż i ucałować święte relikwie.
Boże jesteś dobry, dobry i jeszcze lepszy. Chwała Panu!
Ela
Rekolekcje ewangelizacyjne wraz z peregrynacją Relikwii Krzyża Świętego były czasem zbioru owoców nieba, których smak będę poznawać w stosownym czasie. Jednym z wielu mocnych doznań było osobiste przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawcy, które to poczyniłam kolejny raz w życiu, tym razem u stóp niezwykłego krzyża. Ten z pozoru zewnętrzny gest jest zawsze dla mnie otwarciem na wiele łask, których Pan nie skąpi w zwyczajnej codzienności i w sytuacjach po ludzku bez wyjścia.
Przywołuję pamięcią czas – luty roku 1995, mój kochany tato przebywa w ciężkim stanie w szpitalu, myśl o śmierci paraliżuje moje zmysły, ogarnia mnie strach. Wybieramy się w odwiedziny. Tymczasem ks. Proboszcz znając sytuację, prosi nas jednak byśmy pojechali z posługą rekolekcyjną do Szówska – był to czas budowania struktur NOP-u. Trudna decyzja, postanowiliśmy z mężem, że jedziemy, jak później okazało się była to błogosławiona chwila. Przy łóżku taty w szpitalu zebrana rodzina postrzega mnie jako wyrodną córkę. W tym samym czasie, w niedzielę, tam w Szówsku 26 lutego 1995 roku, po raz pierwszy w tak niezwykłej oprawie, ze złożonym podpisem, przyjmujemy Jezusa jako Pana i Zbawcę. Pamiętam z tamtej chwili pokój, ciepło i ustępujący lęk oraz wszechobecną myśl – przygotuj się, będziesz przy śmierci. Ta myśl nie odstępowała mnie nawet w pracy, także we śnie otrzymałam wzmocnienie na tę chwilę. I tak się stało, w dniu 9 marca przy łóżku taty zostałam sama (rodzina odjechała) i rozpoczęła się agonia. Byłam nie ludzką mocą spokojna, wiedziałam co należy czynić w takiej chwili, po ludzku strasznej. Ten pokój mnie nie opuszczał, on był ponad żalem, bólem i trudnym czasem żałoby. Dane mi było zatrzymanie się nad tajemnicą świętych obcowania i świadomość tego, że śmierć nie zrywa więzów miłości, tylko je zmienia, nawet jeśli dusza ma zadany czas oczyszczenia. Nadal zwracam się do mojego taty, gdy sobie z czymś nie radzę i z pełnym przekonaniem twierdzę, że on jest z nami, tylko inaczej.
Tamto zawierzenie i obecnie osobiste przyjęcie Pana jako Zbawiciela jest dla mnie wielką radością i umocnieniem wiary, jak pięknie jest żyć blisko Boga. Dziękuję ekipie ewangelizacyjnej wraz
z ks. Józefem i s. Teresą za oddanie i zaangażowanie dla sprawy. We wszystkim niech będzie uwielbiony Bóg! Chwała Panu!
Krystyna

Dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem tych rekolekcji był moment odczytywania pytań do Boga napisanych przez uczestników. Była to chwila wzruszająca. Po raz kolejny uświadomiłam sobie jak bardzo wszyscy jesteśmy sobie bliscy i potrzebni. Było to dla mnie mocne dotknięcie naszych słabości, bezbronności, bólu… Poczułam się z jednej strony zaszczycona możliwością słuchania tych intymnych pytań do Pana, a z drugiej strony wezwana, by jeszcze bardziej wstawiać się za moimi siostrami i braćmi. Pytania te brzmią w moim sercu w czasie codziennej adoracji Jezusa… Dziękuję Wam za nie…
s. Ania
Mam na imię Ania, na rekolekcje ewangelizacyjne w parafii było mi trudno znaleźć czas, natłok pracy spowodował, że kursowałam między kościołem i pracą. W piątek, kiedy byłam na bloku ewangelizacyjnym o godz. 16.00, usłyszałam o wieczornym nabożeństwie. Chciałam w nim uczestniczyć, wróciłam by dokończyć pracę i oddać zamówienie. Wiedziałam, że koleżanka, która odbiera zamówienie nie chodzi na rekolekcje, a ja już się spieszyłam, by wrócić do kościoła, bolały mnie nogi, poprosiłam więc męża, by mnie zawiózł. Już czekał na mnie w samochodzie, pomyślałam, że zaproponuję tej koleżance, aby pojechała z nami, trochę się opierała, ale zgodziła się. Głęboko przeżyła to piątkowe nabożeństwo, płakała podczas adoracji Najświętszego Sakramentu.
Bardzo mi później dziękowała, za to, że niejako „przymusiłam” ją do uczestniczenia w nim. Cieszyłam się, że mogłam w ten sposób włączyć się w dzieło ewangelizacji.
Anna
Podczas rekolekcji zostaliśmy poproszeni o napisanie pytania do Boga Ojca. Ksiądz Rekolekcjonista wyjaśniał, że Bóg odpowiada na nasze pytania, zachęcał abyśmy częściej Mu je zadawali. Zastanawiałam się o co mam Go zapytać. Zapisałam: Boże Ojcze dlaczego nie czuję Twojej miłości? Wiem, że Bóg kocha mnie i wiele razy doświadczyłam w swoim życiu Jego miłości. Jednak od jakiegoś czasu myślałam o tym, że tak dawno nie czułam tej radości i miłości jaką On daje i że tęsknię za tym „czuciem” miłości Boga Ojca.
Ostatniego dnia podczas Mszy św. kiedy wszyscy namaszczeni zostaliśmy olejkiem nardowym, olejkiem radości, uklękłam, by podziękować Bogu i wtedy w moim sercu zrodziło się Boże pytanie: Czy teraz już czujesz? Zrozumiałam, że to jest odpowiedź na moje pytanie. A olejek pachniał tak intensywnie Odpowiedziałam z uśmiechem: Tak, teraz czuję. Cieszę, że Pan Bóg ma poczucie humoru i że w taki piękny sposób mi odpowiedział.
Marzena

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.