Przystanek Jezus 2015 – zdjęcia i świadectwo Ewy

„Tak próbuję zasnąć i myślę, że żeby dać sobie radę z bagażem innych ludzi, trzeba mieć mega relację z Jezusem. Po ludzku tych historii nie da się unieść. Nawet jako słuchający”. Takiego smsa napisałam jednemu z moich przyjaciół dokładnie na miesiąc przed wyjazdem na Przystanek Jezus.

Jaki był dla mnie ten Przystanek Jezus? Zimny, inny i dziewiąty.

Tak, było po prostu zimno. I miałam wrażenie, że nie raz przekładało się to na nasze gorsze nastroje, na marudzenie, niewyspanie z zimna. A z drugiej strony niewypaleni słońcem mieliśmy więcej siły, by iść na Pole Woodstockowe. Gdziekolwiek człowiek nie spojrzał widział „naszych” w pomarańczowych koszulkach, wystających zazwyczaj spod kurtek czy swetrów. Tym razem górą były siostry zakonne i księża, którzy to koszulkę mogli założyć na wierzch jako dodatkową warstwę izolującą.

Ale co tam zimno? Co tam niewygody? kiedy każdego dnia zderzasz się z tym, że Bóg jest inny niż twoje wyobrażenia. I jak często nasze myślenie o życiu i tym, co nam się wydarzy, są inne są niż Jego plany. Pierwsze zderzenie – podróż do Kostrzyna. Zawsze kojarzyła mi się ona z 12h w pociągu lub niewygodami ciasnego auta, w którym – spakowani jak szprotki w puszce – marzyliśmy o dotarciu do celu. A tymczasem w tym roku dostałam super mega-wygodną podróż, krótką i z dużą dawką snu. Ot, taki odpoczynek, zanim jeszcze zdążyłam się zmęczyć. Drugie zderzenie – mój marudzący bunt na to, żebyśmy nie szli na pierwszą konferencję, tylko może w spokoju rozłożyli namiot, czy się ogarnęli. Oczywiście jak „pokorny” baranek jednak poszłam a tam bp Ryś i jego słowa, że kanwą tegorocznych rozważań rekolekcyjnych jest tekst „Hymnu wdzięczności” z Listu św. Pawła do Rzymian (Rz 8, 31-39). I pozamiatane. Mocne doświadczenie tego, że nie chodzi o to, że to ja nie odejdę od Boga. To Bóg mnie NIGDY nie opuści, NIGDY nie przestanie o mnie walczyć. NIC nie jest w stanie przerwać Jego miłości, taka jest ogromna. Trzeba wyjść z postaw „Zosi-samosi”, bo to wszystko w Bożych rękach. Nie moich! Potem takie zderzenia przychodziły właściwie każdego dnia – na nowo odkrywałam Bożą miłość, drugiego człowieka.

Dziewiąty Przystanek Jezus. Momentami czułam się tak jak weteran, czasami przychodziły chwile porównywania, wspominania. I ogromnej wdzięczności za to wszystko co przez te lata doświadczałam. Zderzałam się z pogmatwanymi historiami życia, z takimi zranieniami, których po ludzku nie idzie wybaczyć. Słuchałam opowieści, które mogłyby stać się kanwą niezłego filmowego scenariusza, jakiegoś porządnego dramatu czy horroru. I bolało mnie to wszystko. I jakoś współcierpiałam z tymi ludźmi. Bo nie umiem inaczej. Podobnie było i w tym roku. Historie nieprawdopodobnego bólu, zranień i moja bezradność wobec ludzkich dramatów. I świadomość, że tylko Bóg… Tylko On może tu cokolwiek zdziałać.

Pamiętam jak chyba trzy lata temu na Woodstocku rozmawiałam, z którymś z moich przyjaciół, o tym jak to musi być, kiedy nie wierzysz i zderzasz się z cierpieniem. Dosłownie następnego dnia spotkałam piękną (niesamowita była!) dziewczynę w moim wieku, mądrą, bogatą. Mówiła o sobie, że nie wierzy. Nie umie. Chciałaby. Jest w życiu szczęśliwa, ma jednak takie swoje najczarniejsze momenty w dwóch wypadkach: gdy nagle zostaje czymś przez los obdarowana i nie wie komu podziękować oraz gdy, dzieje się coś złego a ona nie ma się do kogo zwrócić.

Dziewiąty Przystanek Jezus w moim życiu. Czas błogosławienia.

Błogosławiłam Boga za kaplice adoracji, gdzie można było przyjść po takiej trudniejszej rozmowie i zostawić Jezusowi danego człowieka oraz jego problemy. A czasem samemu przyjść połamanym, skruszonym i po prostu zwyczajnie się Jezusowi wypłakać. Bo tylko On zrozumie. Pamiętam jak któregoś razu wchodzę, ściągam sandały, patrzę po ludziach – no wszyscy wyją… Dom wariatów. A potem taka ulga, że możesz czuć się wolny, że to twoje miejsce spotkania, z Jezusem, którym rozumie ciężar, który mu przyniosłeś. Z człowiekiem, który też cię rozumie, bo sam przyniósł jakiś dramat.

Błogosławiłam Boga za ludzi. Przez te 9 lat zebrała się naprawdę spora grupka ludzi poznanych na Przystanku Jezus. Niektóre relacje trwały krótko i intensywnie, inne rozwijają się od wielu lat. Często w modlitwie myślałam o ludziach, których mam dzięki PJ. O przyjaźniach, które mam, o tych, do których biegam z życiowymi skaleczeniami, bo zrozumieją. O tych wszystkich, których „rozumiem” i przytulenie znaczy więcej niż wszystkie dobroduszne poklepania po plecach z wyświechtanym „będzie dobrze”. Mamy jednego Ojca w Niebie. To głowa najlepszej rodziny. Przystankowej rodziny.

Błogosławiłam Boga za dane mi talenty, które tu mogłam pomnażać. Posługa w ekipie medialnej, też (z drobną przerwą) od tych 9 lat. Wielka łaska od Boga, mnóstwo błogosławieństwa w tym odkryte, poznanych rewelacyjnych ludzi. Chwile utrzymane w kadrze, zapisane w relacjach. Bóg przez zdjęcia nie dający zapomnieć o doświadczonym dobru, spotkanym człowieku, radości z codziennych wydarzeń.

Błogosławiłam Boga za czas Przystanku Jezus. Za te wszystkie wydarzenia, spotkania rozmowy. Za ważne chwile i trudne momenty, bo tak wyszło, że na Przystanku kilka razy moje życie wywróciło się totalnie do góry nogami, ale działo się to zawsze z takim mega poczuciem Bożego prowadzenia i łaski. Choć często odkrywanym po latach. To miejsce zawsze kojarzyć mi się będzie z moim przejściem przez Morze Czerwone i totalną pustynię. Przejściem przez moje życie Boga, który uzdrawia.

Błogosławiłam Boga za to, co przede mną. Bo w tym roku tak mocno poczułam, że Przystanek Jezus to tylko etap, kilka dni, po których trzeba mocno wejść w rzeczywistość, którą się zostawiło, by pojechać do Kostrzyna. Wyjeżdżałam z ciężkim sercem i żalem, że trzeba wcześniej jechać do Poznania a chciałoby się dłużej tam pobyć. A z drugiej strony z takim ogromnym przekonaniem, że Bóg się o to wszystko zatroszczył i ma jakiś piękny plan na to, co dalej. I miał. I ciągle ma. Swój specyficzny Woodstock mam tu i teraz. W Lublinie, wśród znajomych, w pracy. Tu i teraz jest czas głoszenia. Tu i teraz jest czas wzrastania w wierze.

Za to wszystko co się zdarzyło przez te lata i co się jeszcze w ich wyniku wydarzy niech Imię Pańskie będzie błogosławione!/Ewa

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.