Kolejny raz lubelska ekipa zameldowała się w Kostrzynie nad Odrą. Dla niektórych był to „nasty” raz, dla innych pierwszy. Kapłani, klerycy, rodziny, osoby konsekrowane, osoby świeckie, piękne małżeństwo z dwudniowym stażem… Wszyscy jednym głosem mówią: WARTO BYŁO!
Mamy dla Was trochę zdjęć (więcej w galerii na naszym profilu na FB) i kilka słów od Ewy, która na Przystanku Jezus była 8 raz.
„Coś wyjątkowego było w tegorocznym Przystanku Jezus. Z kim nie gadam, to słyszę, że coś się zmieniło, że jest inaczej, że się tęskni jakoś mocniej niż zwykle. I ja też tak mam. Nawet jakoś najmocniej z ostatnich lat zżyłam się z moją jedzonkową grupą, co ostatnio zdarzyło się w 2007 roku. Nawet sobie zdjęcie próbowaliśmy razem zrobić. Z naciskiem na „próbowaliśmy” (tu następują serdeczne pozdrowienia dla Madzi, Karoli, ks. Marcina, ks. Sylwka, o. Marcina, Adama i Marzenki).
Od początku nic się nie kleiło z tym wyjazdem. Kiedy w dodatku kolejni kapłanów nagle nie mogli jechać (szczytem szczytów był „Grzesiu kuternoga”) pomyślałam sobie tylko: OK, Boże nie to nie. No ale w końcu po 11h i 1 dniu opóźnienia w koszmarnym pociągu dotarliśmy. I co? 8 raz w moim życiu nabożeństwo pokutne. Eee..rutyna.. I jak zwykle Bóg okazał się Bogiem rzeczy niemożliwych. Roztrzaskał mnie totalnie.
Potem było już tylko.. Sama nie wiem, gorzej czy lepiej:). To, że mam te łaskę „pisania kazań” na stronę internetową PJ pozwala mi się w nie mocniej wsłuchać. I każdego dnia czułam jakby to było akurat kazanie tylko dla mnie. Przenikało do głębi. Dawało odpowiedzi na nurtujące pytania. A ja przecież nie lubię kazań…
A sama ewangelizacja? Nastawiłam się, że w tym roku jestem w tym zanurzona na full. Noce na Polu etc. Przecież odpocznę nad morzem. I co? W środę po przemarszu mnie rozłożyło, w czwartek kompletnie zaniemówiłam, jeden z kapłanów udzielił mi sakramentu namaszczenia chorych, a lekarz powiedział, że słyszy niepokojące świsty w płucach. Emausowe „a myśmy się spodziewali…”. Pozostało tylko pokorne zostanie w bazie i modlitwa za tych, co służą sobie na Polu. I wielka radość, że mogłam pójść choć na 2 dni. Ale jakie… Bóg działał z mocą. To, co stało się podczas tych kilku rozmów ciągle we mnie rezonuje. Pamiętam oczy Soni, gdy po długiej spowiedzi popatrzyła w niebo i powiedziała: jak dobrze wrócić do domu.. I wiele innych sytuacji.
Pan Bóg pokazał mi w tym roku dobrych i mądrych kapłanów. Tak jakby w odpowiedzi na moje dylematy, po co w ogóle to kapłaństwo („moi” kapłani i klerycy ostatnio trochę „nawywijali”). A tu miałam jasne znaki, że „w ich ubrudzonych woodstockowym brudem łapach siedzi moc”.
Mogłabym długo mówić o tym wszystkim, co Pan mi uczynił w tych dniach. W tym roku na moim urodzinowym torcie był krótki napis: Łk 1,37. I wypełnił się na tegorocznym Przystanku. Tak, że aż zamiast spać, to siedzę myślę i dziękuję Bogu za ten czas… Chwała Panu!
I widzę, że choć Bóg pobłogosławił ten czas dobrymi nowymi relacjami (ciągle nie wierzę, że Filipini nie są z kosmosu…), to jakoś najmocniej przeżyłam go duchowo. Obudziła się pierwotna gorliwość głoszenia, chyba przez lata przykrytą lekką warstwą rutyny. Zobaczyłam takie przestrzenie w moim sercu, o których nie miałam pojęcia. Choć wyjechaliśmy z Kostrzyna kilka dni temu, to moje serce jakby tam ciągle siedziało. Przy Woodstokowiczach i przy ewangelizatorach. W kaplicy adoracji i przy białym krzyżu.
I tak jakoś mocno brzmią mi w uszach słowa, że trzeba iść dalej. I przypomina mi się homilia ks. Eugeniusza z sobotniej mszy i słowa, że: „Za chwilkę znów usłyszymy: idźcie. I pójdziemy. Niektórzy z was już dziś pojadą na urlop, niektórzy mają jeszcze wakacje, księża wrócą na parafię. Nasza sytuacja wokół, w której jesteśmy, jest taka a nie lepsza. I Bóg mówi: ja Ciebie tam posyłam. I możliwe, że towarzyszy nam taka myśl: ja nie dam rady sam. I owszem! Jeśli będziesz liczył/liczyła tylko na siebie to nie dasz rady! Nasza moc tkwi w tym, że tyle tu słuchamy Bożego Słowa, adorujemy i jest jeszcze armia tych, którhttp://pj.lublin.pl/wp-admin/post-new.phpzy błagają za nami u Boga. Moc nie jest w żaden sposób z nas”.
Idzie nowe. Może kończą się wakacje. Może nadchodzi szara rzeczywistość. I to w nią jesteśmy posłani. Każdego dnia na nowo. To w naszej codzienności odnajdziemy świętość.
Panie, bądź zawsze z nami, abyśmy nigdy nie bali się trudu. Daj nam Panie łaskę wierności. Oddajemy Tobie Panie cały dzisiejszy dzień. Nie pozwól, abyśmy cokolwiek z tego dnia i tego daru zmarnowali. I proszę Cię, abyś nas chronił jak źrenicy oka!”.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.